czwartek, 30 czerwca 2011

Japonia - to za mocny tytuł, ale niech zostanie...

Jest lipiec 1961 roku. m/s Djakarta wpływa do portu Yokohama. Wrażenie duże, bo wszystko wydaje się poukładane jak należy. I tak jest rzeczywiście. Skorzystałem z zaproszenia (ze zdjęciami) zapraszającego do małej kafejki- baru. Witają nas - oczywiście z przemiłym uśmiechem dwie panie, podają na przywitanie mały ręcznik frote - wilgotny i ciepły. Pamiętajmy, że to tropik. Ulge więc przynosi otarcie twarzy i rąk. Podane świetne, chrupiące jakieś trawy morza, kawę. Nie zamawiałem innych potraw, bo nie potrafię jeść pałeczkami. Lokal nieduży ok 20 m kw powierzchni, b. estetycznie urządzony. Niezwykła gościnność, miły nastrój. Okazało się, że to nowo otwarty barek, których bez liku. Pracowitość i oddanie się pracy zawodowej Japończyków jest na ogół znana. Po zakończeniu pracy, niemal każdy wstępuje do kafejki, gdzie gościem zajmuje się panienka (zazwyczaj studentki)umilając konsumpcję rozmową. Gość odreagowuje stress kilkugodzinnej, uciążliwej pracy dnia i przychodzi do domu wyluzowany, spokojny. Gejsza to najwyższy stopień doskonałości; umiejętność parzenia herbaty, wykształcenie, maniery. Nie ma to nic wspólnego z seksem.
Następnego dnia postoju wybrałem się na zakupy dla naszego dziecka, które miało się urodzić w sierpniu. Kupiłem piękny wózeczek- spacerówkę i kołyskę. Od razu zadeklarowano mi, że dostarcza to na statek. Przyznam, że nieco się bałem, czy to dostarczą, ale obawa moja byłe bezzasadna. Mile zaskoczenie. Trzeba pamietac, jak to bylo wowczas w kraju. Dodam, ze w Polsce i wozeczek i kolyska budzily sensacje. Koncze, bo nastapilo spowolnienie dzialania serwera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz