poniedziałek, 27 czerwca 2011

na razie zdanie o Japonii, reszta o życiu na statku...

m/s Djakarta w dziewiczym rejsie w Japonii. Port Yokohama. To najbliżej Tokio. Przy okazji o wachtach- dyżurach; w rejsie praca po 4 godziny a więc od 00.00- 0400, 0400-0800, 0800-1200, 1200-1400, 1400-1600, 1600-2000 i 2000-2400. Posiłki od 0730 do 0830, obiad ok 12-tej, pół godziny o 15-tej na kawę i kolacja o 1700. Porcje nocne otrzymuje zmiana nocna. Tradycyjnie cały tydzień jajka w różnej postaci, owsianka, chleb, masło. Cały tydzień na obiad zupa, mięso, kompot. Żartowalismy, że przepis na ten kompot wygląda następująco: woda do kotła, wrzuca sie do niego ołówek chemiczny i po osiągnięciu słabego koloru fioletowego ołowek się wyjmuje (do użycia następnego dnia) taki płyn słodzi się... Wyjątkiem jest niedziela, który nazywamy "drobodzień" bo na obiad kurczak, a na śniadanie parówki. W tropiku dostajemy do obiadu wino. Nieco inaczej jest w porcie, gdzie przechodzimy na dzienny rozkład, który kończy się kolacją o godzinie 17-tej. O tej porze zazwyczaj sklepy są zamknięte, nie ma co robić wypadu na miasto. Pozostaje rozrywka, ale każdy z nas wówczas (w zależności od stanowiska) otrzymywał dzienną dietę w wysokości maksymalnie 1$ (słownie jeden dolar !) Z taką gotówka pozostawało nam robić niezbędne zakupy; jak coś było w atrakcyjnej cenie i dało się to przewiezć do Polski (kawa, herbata, pieprz) to się kupowało. Przy ówczesnym zaopatrzeniu "Delikatesy" brały każdą ilość, ale taką, aby się nie narazić rodzimemu Urzędowi Celnemu. Tak więc się ciułało, a drodze powrotnej przy przejściu przez Kanał Kiloński pomiędzy Morzem Północnym a Bałtykiem w Kiel-Holtenau zamawiało się spirytualia, czekolady, papierosy, zamówienie realizowane było w Brunsbuettelkoog.
Jeśli piszę, że byłem np w Japonii, Korei Północnej (Nampo) czy Chinach (Tientsin) to moje wrażenia są bardzo powierzchowne. Zdarzały się pamiętne wycieczki do dawnej stolicy Ceylonu (Sri Lanka), na plantacje herbaty tamże. W Madras (Indie) na grób Marco Polo, w USA Houston do centrum sterowania lotami kosmicznymi, na Akropol w Atenach podczas postoju statku w Pireus. Trzeba pamiętać, że to nie podróż w czasie urlopu, tylko praca. Daleko od rodziny, kraju, codzienności i bezsilność, że w czasie gdy powinienem być w domu (mój syn urodził się w 1961 r w czasie, gdy byłem w Korei Północnej- wspomniany port Nampo). Nadto uroczystości rodzinne, Święta. Że z tą pracą wiążę się ryzyko: sztorm, zmiany temperatury (nieznośny upał przed którym uciec nie można) awarie statku. Trzeba więc odporności psychicznej na rozłąkę, na codzienny kontakt z tymi samymi twarzami, na filozofię różnych osobowości - nieraz nie do zniesienia, odporności na pokusy uciech, alkoholu. Tak więc bardzo ważnym elementem jest zgranie załogi. Wiadomości z Kraju skąpe. Wówczas nadawana była gazetka pod nazwą "Głos Marynarza". Odbierał ją obowiązkowo radiooficer codziennie oprócz niedziel przez ok 50-60 minut. Na statku pisałem tekst na maszynie, odbierało w różnych warunkach propagacji. Pracując na lądzie, na stacji nabrzeżnej w razie awarii urządzeń dalekopisowych lub też dostarczenia tuż przed terminem transmisji nie można było tego tekstu przetworzyć na urządzenia i "tłukło się" zwykłym kluczem sztorcowym mocą aż 250W. Pózniej nastapiły pewne usprawnienia polegające na transmisji z Warszawy, wyższa mocą. O dalszych obowiązkach radiooficera w następnych postach. Do następnego !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz