piątek, 19 sierpnia 2011

Fiński epizod cz.III

Z Miami, po kilkugodzinnym postoju m/s Maltesholm wyrusza do Veracruz w Meksyku. Bajecznie ciepło. Miasto piękne; kolorowo, nieco hałaśliwie. Choć zwykły dzień pracy to tak, jakby odbywał się karnawał. Główna ulica to rząd kafejek, barów jeden koło drugiego. Z każdego dobiega inna, głośna muzyka z oddali tworząc wrażenie kakafonii. Nikomu to nie przeszkadza- wręcz przeciwnie, nastrój pogodny. Zwróciłem uwagę na mnóstwo poobijanych samochodów. Wyjaśniło się to na skrzyżowaniu, na postoju na światłach. Stoi taki facet - oczywiście dużo amerykańskich marek, przeważnie kabriolety - oczekując na zielone światło. Z tyłu uderza go lekko następny. Obraca się wściekły, co się dzieje i widzi znajomka. Pozdrawiają się, uśmiechają: kierowcy, pasażerowie cieszą się jak dzieci ze spotkania się... Tak więc jak narzekamy, że sprowadzamy używane samochody, to tam nie widziałem samochodu innej klasy jak szrot. Benzyna zapewne tania, co krok to jakiś komis jako tako wyprowadzonych ze stłuczek samochodów. Nie byłem w żadnej kafejce. Hałas ulicy, muzyki po prostu nie sprzyjał wypoczynkowi w ten sposób. Następny port Houston znany z ośrodka sterowania lotami kosmicznymi, w którym a jakże- byłem ale to następnym postem.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Fiński epizod d.c.

m/s Maltesholm w Goeteborgu. Jak wspomniałem, tam pożegnałem się z żoną. Miasto piękne, czysto. Kilka lat temu byłem z żoną w pięknej podróży turystycznej z rewizytą u krótkofalowców (SM6CAV- obecnie SK i Borje Sunesson) w Boras niedaleko Goeteborga i oczywiście zwiedzaliśmy miasto. W tamtych czasach byliśmy pionierami podróży (jeszcze wyczarterowanym duńskim promem) na trasie z Świnoujścia do Ystad. Każde z nas, z turystyczną wizą dostało po 5 $ (słownie pięćdolarów) na głowę... Totalnie więc uzależnieni byliśmy od naszych gościnnych przyjaciół.
Tym razem finansowo było inaczej. Byłem oficjalnie zatrudniony na statku jako radiooficer z przyzwoitą płaca z zaliczeniem stażu we flocie polskiej. Oprócz normalnych dyżurów radio do moich obowiązków należało sporządzanie listy płac, wypłaty w portach w walutach krajów, do których przybywaliśmy, pilotowanie w porcie ewentualnych chorych do lekarza. Były to czasy jeszcze bez PC, a rozliczenia robiłem już na kalkulatorze elektronicznym. Praca świetnie ustawiona, żadnych problemów tym bardziej,że na dwa dni przed objęciem obowiązków przeszkolono mnie w sporządzaniu listy płac.
Podczas postoju w Greenock pojechałem do pobliskiego Glasgow. Tam odwiedziłem klub White Eagle, a faktycznie był to dom parafialny. Przy okazji podam, że m/s Maltesholm był statkiem drobnicowym, a na pokładzie była spora ilość kontenerów, więc postoje w portach były b. krótkie. Po Greenock w Szkocji "skok" przez Ocean Atlantycki do Miami na Florydzie. Załoga natychmiast ruszyła autobusem do sławnego delfinarium. Niestety obowiązki zawodowe uniemożliwiły mi udział w tej wycieczce.
Postój w porcie trwał zaledwie 6 h. Więc byłem w Miami, ale nic nie widziałem...
Następny port to Veracruz w Meksyku. O wrażeniach następnym postem.