czwartek, 30 czerwca 2011

Japonia - to za mocny tytuł, ale niech zostanie...

Jest lipiec 1961 roku. m/s Djakarta wpływa do portu Yokohama. Wrażenie duże, bo wszystko wydaje się poukładane jak należy. I tak jest rzeczywiście. Skorzystałem z zaproszenia (ze zdjęciami) zapraszającego do małej kafejki- baru. Witają nas - oczywiście z przemiłym uśmiechem dwie panie, podają na przywitanie mały ręcznik frote - wilgotny i ciepły. Pamiętajmy, że to tropik. Ulge więc przynosi otarcie twarzy i rąk. Podane świetne, chrupiące jakieś trawy morza, kawę. Nie zamawiałem innych potraw, bo nie potrafię jeść pałeczkami. Lokal nieduży ok 20 m kw powierzchni, b. estetycznie urządzony. Niezwykła gościnność, miły nastrój. Okazało się, że to nowo otwarty barek, których bez liku. Pracowitość i oddanie się pracy zawodowej Japończyków jest na ogół znana. Po zakończeniu pracy, niemal każdy wstępuje do kafejki, gdzie gościem zajmuje się panienka (zazwyczaj studentki)umilając konsumpcję rozmową. Gość odreagowuje stress kilkugodzinnej, uciążliwej pracy dnia i przychodzi do domu wyluzowany, spokojny. Gejsza to najwyższy stopień doskonałości; umiejętność parzenia herbaty, wykształcenie, maniery. Nie ma to nic wspólnego z seksem.
Następnego dnia postoju wybrałem się na zakupy dla naszego dziecka, które miało się urodzić w sierpniu. Kupiłem piękny wózeczek- spacerówkę i kołyskę. Od razu zadeklarowano mi, że dostarcza to na statek. Przyznam, że nieco się bałem, czy to dostarczą, ale obawa moja byłe bezzasadna. Mile zaskoczenie. Trzeba pamietac, jak to bylo wowczas w kraju. Dodam, ze w Polsce i wozeczek i kolyska budzily sensacje. Koncze, bo nastapilo spowolnienie dzialania serwera.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

na razie zdanie o Japonii, reszta o życiu na statku...

m/s Djakarta w dziewiczym rejsie w Japonii. Port Yokohama. To najbliżej Tokio. Przy okazji o wachtach- dyżurach; w rejsie praca po 4 godziny a więc od 00.00- 0400, 0400-0800, 0800-1200, 1200-1400, 1400-1600, 1600-2000 i 2000-2400. Posiłki od 0730 do 0830, obiad ok 12-tej, pół godziny o 15-tej na kawę i kolacja o 1700. Porcje nocne otrzymuje zmiana nocna. Tradycyjnie cały tydzień jajka w różnej postaci, owsianka, chleb, masło. Cały tydzień na obiad zupa, mięso, kompot. Żartowalismy, że przepis na ten kompot wygląda następująco: woda do kotła, wrzuca sie do niego ołówek chemiczny i po osiągnięciu słabego koloru fioletowego ołowek się wyjmuje (do użycia następnego dnia) taki płyn słodzi się... Wyjątkiem jest niedziela, który nazywamy "drobodzień" bo na obiad kurczak, a na śniadanie parówki. W tropiku dostajemy do obiadu wino. Nieco inaczej jest w porcie, gdzie przechodzimy na dzienny rozkład, który kończy się kolacją o godzinie 17-tej. O tej porze zazwyczaj sklepy są zamknięte, nie ma co robić wypadu na miasto. Pozostaje rozrywka, ale każdy z nas wówczas (w zależności od stanowiska) otrzymywał dzienną dietę w wysokości maksymalnie 1$ (słownie jeden dolar !) Z taką gotówka pozostawało nam robić niezbędne zakupy; jak coś było w atrakcyjnej cenie i dało się to przewiezć do Polski (kawa, herbata, pieprz) to się kupowało. Przy ówczesnym zaopatrzeniu "Delikatesy" brały każdą ilość, ale taką, aby się nie narazić rodzimemu Urzędowi Celnemu. Tak więc się ciułało, a drodze powrotnej przy przejściu przez Kanał Kiloński pomiędzy Morzem Północnym a Bałtykiem w Kiel-Holtenau zamawiało się spirytualia, czekolady, papierosy, zamówienie realizowane było w Brunsbuettelkoog.
Jeśli piszę, że byłem np w Japonii, Korei Północnej (Nampo) czy Chinach (Tientsin) to moje wrażenia są bardzo powierzchowne. Zdarzały się pamiętne wycieczki do dawnej stolicy Ceylonu (Sri Lanka), na plantacje herbaty tamże. W Madras (Indie) na grób Marco Polo, w USA Houston do centrum sterowania lotami kosmicznymi, na Akropol w Atenach podczas postoju statku w Pireus. Trzeba pamiętać, że to nie podróż w czasie urlopu, tylko praca. Daleko od rodziny, kraju, codzienności i bezsilność, że w czasie gdy powinienem być w domu (mój syn urodził się w 1961 r w czasie, gdy byłem w Korei Północnej- wspomniany port Nampo). Nadto uroczystości rodzinne, Święta. Że z tą pracą wiążę się ryzyko: sztorm, zmiany temperatury (nieznośny upał przed którym uciec nie można) awarie statku. Trzeba więc odporności psychicznej na rozłąkę, na codzienny kontakt z tymi samymi twarzami, na filozofię różnych osobowości - nieraz nie do zniesienia, odporności na pokusy uciech, alkoholu. Tak więc bardzo ważnym elementem jest zgranie załogi. Wiadomości z Kraju skąpe. Wówczas nadawana była gazetka pod nazwą "Głos Marynarza". Odbierał ją obowiązkowo radiooficer codziennie oprócz niedziel przez ok 50-60 minut. Na statku pisałem tekst na maszynie, odbierało w różnych warunkach propagacji. Pracując na lądzie, na stacji nabrzeżnej w razie awarii urządzeń dalekopisowych lub też dostarczenia tuż przed terminem transmisji nie można było tego tekstu przetworzyć na urządzenia i "tłukło się" zwykłym kluczem sztorcowym mocą aż 250W. Pózniej nastapiły pewne usprawnienia polegające na transmisji z Warszawy, wyższa mocą. O dalszych obowiązkach radiooficera w następnych postach. Do następnego !

piątek, 24 czerwca 2011

Środki łącznosci statku ze światem.

W zasadzie każda jednostka pływająca posiada środki łączności zarówno z lądem jak i między innymi okrętami czy tez statkami. W tamtych, 70-tych latach ub stulecia używano fal średnich tj 500kHz, telegrafią, emisją A1 ; zwykle A2 (telegraficzny sygnał modulowany)jako częstotliwość podstawowa- bezpieczeństwa, na której był cało-dobowy nasłuch wszystkich stacji nabrzeżnych do udzielania wszelkiej pomocy w zagrożeniu zdrowia i życia załóg, zapowiadanie komunikatów pogodowych, ostrzeżeń (np. podawanie obszaru ćwiczeń marynarki wojennej, zmiany znaków nawigacyjnych), zapowiadanie tzw. trafic list (wykaz znaków wywoławczych statków, do których sa telegramy) na częstotliwości roboczej stacji nabrzeżnej. Na 500 kHz w każdej godzinie doby od 15-18 i 45-48 minuty obowiązywała cisza radiowa z wyłączeniem sytuacji korespondencji ratowania zdrowia i życia ludzkiego. Statki miały częstotliwości robocze np 425, 512 kHz. Znak wywoławczy statku składa się z kombinacji czterech liter np. SPFJ, SPFF, SPEE (m/s Batory), a stacji nabrzeżnych z trzech np. SPH Gdyniaradio (QRG robocza 447 kHz), DAN Nordeichradio, PCH Scheveningenradio. W zależności od wielkości statku, przeznaczenia dyżur na radiostacji to 8, 16 lub 24h. Poza godzinami dyżuru, który polegał na nasłuchu na QRG 500kHz, włączany był autoalarm, który czuwał na tej samej częstotliwości. Uruchamiał się kombinacją kresek, które poprzedzały sygnał SOS. Na fonii (wówczas wyłącznie A3) odpowiednikiem była częstotliwość 2182 kHz, a wywołanie w niebezpieczeństwie było słowo "Mayday" . Gdyniaradio na A3 miała znak SPC, a częstotliwość robocza 1818 kHz. Korespondencja ze statkami odbywała się na częstotliwościach roboczych fal średnich i na krótkich w pasmach 4, 6, 12 i 16 mHz do łączności dalekosiężnych. Dzisiaj naturalnie są inne środki łączności (satelitarne), inna technika (dawniej wszystko bywało na lampach), a wspomniane 500 kHz, 1818 kHz to częstotliwości pasm amatorskich. Radioamatorzy kultywują pamięć o tamtych czasach; grudniowe zawody, na pasmach mozna usłyszeć stacje m innymi z sufiksem DAN, PCH. Byłem zatrudnionym na radiostacji Gdyniaradio: obsługiwałem stanowiska radiooperatora SPH, SPC i SPA na falach krótkich.

środa, 22 czerwca 2011

Hong Kong

W 1960 roku pracowałem w Polskich Liniach Oceanicznych w charakterze radiooficera. W ramach tej pracy skierowany zostałem do Stoczni Gdańskiej (d. im Lenina) jako członek "załogi szkieletowej" Po zwodowaniu kadłuba rozpoczynają się prace wyposażenia statku. Dla zapewnienia zgodności i ew. poprawek umowy o budowę statku pomiędzy armatorem (P.L.O) nadzorowana jest część nawigacyjna, maszynowa, hotelowa i radiowa. Po kilku tygodniach stanowiliśmy już zgrany zespół - wszelkie zauważone usterki bez względu na dział wymienialiśmy między sobą, a ważniejsze wpisywaliśmy do specjalnej książki, do której mieli dostęp budowniczowie statku. m/s Djakarta (SPQE) wkrótce wyruszyła w rejs oceaniczny z Gdyni do Japonii z zawinięciem do portów - nomen omen - Djakarta i Surabaya w Indonezji. Po drodze Hong Kong wówczas "perła korony Brytyjskiej" Port, a dokładniej reda portu to miejsce przeładunku towarów z i na barki. Zanim to nastąpiło, po trapie weszło na pokład kilkanaście dziewcząt, tradycyjnie zajęły messe oficerską. Po kilkunastu minutach były gotowe... oferując swoje usługi. Robiliśmy sobie z tego tytułu wiele docinków... Zadaniem radiooficera między innymi był kontakt z tzw Radiomedical w Gdyni, gdzie droga radiową w razie choroby dyżurujący lekarz dawał porady medyczne. Szczęściem obyło się bez mojej interwencji, a zestaw leków nienaruszony. Hong Kong piękną wyspą, w górnej (Mount Lavinia), bogatszej części z klimatem łagodnym, w dolnej tropik. I to lotnisko ku morzu. Wystarczy wspomnieć, że w tamtej strefie klimatycznej na okrągło w cieniu ok 40 st C przy wilgotności powietrza 80- 90% co odpowiada u nas uczuciu, w którym jest parno, a za chwilę ma być ulewny deszcz. W każdym porcie otrzymywaliśmy listy z Kraju, a tym razem w Hong Kongu oprócz listów od rodziny każdy, indywidualnie otrzymywał zaproszenie do barów w ... Japonii nawet ze zdjęciami. Na ówczesne czasy nie było internetu, ale poczta działała widać znakomicie. I już wiedzieli, że zawiniemy do Yokohamy, Shimizu, Nagoya, Kobe. O Japonii nieco napiszę następnym postem. Podam tylko, że obfotografowywali statek, wyposażenie ile się dało jako że przemysł okrętowy Japonii był jednym z najwyższych na świecie, a Stocznia Gdańska w tym rankingu zajmowała VI miejsce ! W tym czasie załoga stoczni liczyła 17 tysięcy ludzi kooperując z ok 1000 zakładów produkujących wyposażenie statków m.innymi z hutami, H. Cegielski w Poznaniu (silniki H.Cegielski- Sulzer (Szwajcaria). Nasz statek m/s Djakarta był wyposażony w silnik o mocy 7800 KM. Do dzisiaj pamiętam swój numer ewidencyjny w Stoczni: 47068. Dzisiaj Hong Kong (za premierostwa Pani M. Thatcher 1979-1990) należy do Chin korzystając z pewnej autonomii. Kilka dni temu otrzymałem stamtąd dwie paczuszki; w każdej zamówione 2 x 2 sztuki żarówek LED H4 do samochodu; słabo opakowane, a jedna z nich wadliwa elektrycznie. Ale ta przesyłka... zainspirowała mnie do treści jak wyżej. Do następnego !

wtorek, 21 czerwca 2011

Statuetka dla pierwszych 50-ciu członków SP DX Klubu.

Spotkała mnie miła niespodzianka. Otóż w dniu 9 lutego b. r. złożyli mi wizytę Kol. Kol. Tomasz Niewodniczański- SP6T (ex SP6AYP- licencja od 1964 r) i Jan Ossowski -SP6AAT (licencja od 1959r). Tomasz - Prezes SP DX Klubu wręczył Jankowi i mnie piękne statuetki (z imiennym stosownym wpisem) przedstawiające globus ziemi, jako że znależliśmy się wśród pierwszych 50 członków SP DX Klubu. Wraz z Jankiem czuliśmy się miło zaskoczeni. Lampką szampana uczciliśmy to świadectwo pamięci Kolegów klubowych. Wraz z Jankiem dziękujemy. Myślę, że zdjęcia wówczas zrobione trafią do prasy krótkofalarskiej.
Dziękuję Koledze Rysiowi Wcisło - SQ6DGR, za umieszczenie na jego stronie internetowej www.rysio.republika.pl linku kierującego zainteresowanych na mój blog. Do następnego..

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Żegnaj Zbyszku - SP2AVE -SK

W chwili, gdy piszę te słowa rodzina, przyjaciele, koledzy żegnają Zbyszka SP2AVE - SK. Przyjażniliśmy się krótkofalarsko przez wiele, wiele lat. Prywatnie byliśmy powściągliwi pewnie dlatego, że działalność społeczna w Klubie SP2PAH na Osiedlu "Przymorze" w Gdańsku- Oliwie pochłaniała nas bez reszty; Morski Klub Krótkofalowców, wydawanie Biuletynu MKK, praca na radiostacji klubowej, spotkania w każdy czwartek. . Człowiek prawy, rzeczowy i obowiązkowy. Po mnie, w 1973 r kiedy to na 24 lata byłem QRT przejąłeś obowiązki Prezesa MKK. Ja wyprowadziłem sie na Dolny Śląsk i kontakt się urwał. W międzyczasie mieliśmy od 1997 r kilka QSO, a niedawne QSO w Eu Day Contest 9 maja b.r. okazało się tym ostatnim. Wiara moja pozwala mi myśleć o Tobie, że oto znajdujesz się już w krainie wśród Tobie najbliższym i Wspaniałych ludzi krótkofalarstwa.

                                           

piątek, 17 czerwca 2011

Moja antena

Witam. Mam antenę delta loop 84m długa. Za pośrednictwem skrzynki antenowej stroi mi na wszystkich pasmach od 160 do 10 włącznie z WARC-ami, Bez baluna, a rzecz w tym, aby fider (kabel coax) miał ściśle określoną długość
W zależności od warunków jakie mamy to dlugości 3,54 m 10,74m. Dla trójkąta (i nietylko; może być kwadrat, wielobok) długość anteny 3x28m na 3,5 MHz, 3x14m dla 7 MHz. Moja antenę na 160 używam w ten sposób, że zwieram przy skrzynce antenowej kabel koncentryczny i mam longwire. Konsekwentnie przełączam funkcję skrzynki na gniazdo wire; lepiej pracuje bez wmontowanego zwykle w skrzynkę fabrycznie baluna 1:4. Na 18 i 21 MHz używam w versji delta vertical o łącznej długości 15m. Przełączanie z długiej na vertical daje znakomite porównanie na korzyść tej krótkiej; mniejsze zakłócenia i poziom sygnału lepszy o co najmniej 1 S. Najlepsze parametry uzyskujemy przy podłączeniu fidera do anteny w środku najdłuższego jej boku. Antena wisi w całości nad moim terytorium. Ostatnio w WPX Contest CW na 21MHz, wspomnianej delta vertical w kategorii QRP wkd LU i PY. Oczywiście nie każdy ma takie warunki antenowe, ale wspomniany vertical zajmuje b. mało miejsca. Na tych, których drażni widok anteny jest sposób; rozwiesić ją stosując najcieńszy przewód a jako część nośną użyć prawie niewidoczną, a wytrzymałą żyłkę wędkarską. Przydadzą tu się jak najmniej widoczne koraliki. Jest to trudne przedsięwzięcie, ale odpowiednio przygotowane rozwieszenie anteny może nastąpić po zapadnięciu zmroku... Odpada konieczność stosowania zwykle dobrze widocznych izolatorów, bo mocowania są na żyłce nośnej. Powodzenia ...

czwartek, 16 czerwca 2011

Fragment moich wspomnień krótkofalarskich -podtytuł Pierwsze 24 lata

A oto wycinek wspomnień, które napisałem 26.12.2009 r inspiracji Ryszarda - SP4BBU. I edycja wspomnień krótkofalowców pt "Krótkofalarstwo moja pasją" wyd. 2009r. Kilka zdań poświeciłem Zbyszkowi- SP2AVE - niestety SK. II edycja zawiera kilka zdań o naszej współpracy przed laty: Przeniosłem się powrotem do Sopot. Tam, w październiku 1957 roku otrzymałem licencję ze znakiem SP2LV. Zdawać by się mogło, że moja aktywność społeczna ulegnie osłabieniu na rzecz własnych indywidualnych osiągnięć. W tym samym czasie reaktywował się Morski Klub Krótkofalowców, do którego należeli m. innymi. legendarny SP2CC – Emil Jurkiewicz z Gdańska, SP2SJ Józef Jezierski z Sopotu. Dokooptowała młodzież z SP2AVE- Zbyszkiem Ejtminowiczem i ja. Tak się złożyło, że zostałem Prezesem MKK, a Zbyszek Vice Prezesem. Stanowiliśmy niezły tandem. Nasze starania o lokal uwieńczone zostały sukcesem, gdyż otrzymaliśmy lokal w nowo powstałym osiedlu „Przymorze” w Gdańsku. Otrzymaliśmy licencję SP2PAH, uruchomiliśmy program dyplomowy WMRC (Worked Maritime Radio Club). Działalność naszą rozszerzyliśmy wydawaniem raz na tydzień Biuletynu Morskiego Klubu Krótkofalowców, który oceniam jako pierwszy w SP biuletyn DX-owy. Zawierał on m innymi. nadsyłane drogą pocztową informacje DX-owe z nasłuchów i pracy od około 80 prenumeratorów z SP. Regularnie korespondował z nami nadsyłając swoje informacje DX-owe SP1AGE z Wałcza. Pracy było z tym dużo, bo trzeba było tekst zredagować, napisać na maszynie, wreszcie (wszystko ręcznie) wydrukować na powielaczu spirytusowym. Żadnych z tego profitów nie mieliśmy, a prenumeratorzy po prostu nadsyłali ofrankowane i zaadresowane do siebie koperty. Dodam, że w tamtych czasach działała cenzura, więc i druk kart, dyplomów, plakietek, pieczątek wymagały każda odrębnego zezwolenia.
P.S. Jemu dedykuję w całości te wspomnienia "Pierwsze 24 lata"

Krótkofalowcy cz. II

Każde zawody zobowiązują do wysłania logu (zapisu elektronicznego łączności),gdzie już odpowiednio zaprogramowany system dokonuje porównania naszego zapisu z korespondentami. Zwykle pierwsze trzy miejsca w kategoriach są nagradzane dyplomami. Zawody o charakterze globalnym- międzynarodowym mobilizują do organizowania ekstra wypraw do miejsc słabo aktywnych; krajów, wysp. Taka wyprawa to duże wyzwanie logistyczne, pokonywanie barier natury biurokratycznej (uzyskanie licencji- pozwolenia na nadawanie) i dużych środków finansowych. Zwykle udział w takim przedsięwzięciu bierze udział kilkunastu zapaleńców.
Temat rzeka. Znany krótkofalowcom, ale piszę o tym, by czytelnik, który nie miał jeszcze kontaktu z tym hobby miał już pewną wiedzę. Do tematu powrócę. Ponieważ pisze wyjątkowo rano Miłego Dnia życzę. Do następnego !

wtorek, 14 czerwca 2011

Krótkofalowcy cz. I

Kim jest radioamator. To entuzjasta bezpośrednich - za pomocą różnych emisji - łączności za pomocą radiostacji (zazwyczaj w domu) na falach długich, krótkich i ultrakrótkich. Emisje podstawowe to fonia (SSB), telegrafia, emisje cyfrowe i nawet telewizja. Zazwyczaj pojętny w technice radiowej, znajomości języka angielskiego; w emisjach cyfrowych komputerów, w łącznościach na falach ultra krótkich pojętny w komunikacji za pomocą satelitów. Podstawą jest uprawianie krótkofalarstwa według zasady, którą kiedyś określiłem "co kto lubi". Radioamator o każdej porze znajdzie korespondenta; przeprowadzi standardową łączność, lub ją rozszerzy o szerszy temat z wyłączeniem religii i polityki. W zasadzie każda łączność (QSO) jest potwierdzana; tradycyjnie pocztówką zwaną kartą QSL (zwykle z danymi data, godzina, emisja i częstotliwość), którą urozmaicamy np swoim zdjęciem, okolicy lub charakterystycznej dla miejsca zamieszkania budowli. Zazwyczaj w każdy weekend organizowane są zawody krajowe (np. O lampę Lukaszewicza, o upamiętnienie kolegi, który odszedł do Krainy DX-ów. DX to skrót, którym określamy ekspedycje do rzadkich krajów na świecie. Stąd też dochodzi u nas bardzo dobra znajomość geografii.. Kontynuując są też zawody międzynarodowe typu wszyscy do jednego kraju np Polski (SP DX Contest) lub wszyscy ze wszystkimi - WW (world wide), które uaktywniają rzeszę krótkofalowców na całym świecie. Sa to b. krótkie łączności polegające na wymianie raportu słyszalności i zazwyczaj kolejnego numeru łączności. Temat ten trudno wypełnić - nawet w tak dużym skrócie - w jednej części, więc 73 (tzn. pozdrawiam) i do jutra !

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Zmęczenie

Bywa, że w ciągu dnia pracy jesteśmy zmęczeni na co wpływa wiele czynników a przede wszystkim , które w skrócie określę jako tempo życia. Nie wdając się w dywagacje spróbujmy w ciągu dnia  zrobić sobie krótkie przerwy. Niektórzy często robią sobie "na papierosa", ale zdrowszym było by na przykład postanowienie - choćby na minutę- wyłączenia się i przełączenie na myśli przyjemne, na widok zieleni za oknem, na niebo, na którym zawsze piękna chmurka o niepowtarzalnym wyglądzie, na promienie słońca o świcie, poranku czy zachodzie. Po prostu minutę, dwie  "nie ma mnie" dla innych.
Wspomnę tu tez o podejściu do otoczenia; życzliwym dla życzliwych, tolerancyjnym, wyrozumiałym, a dla tych aroganckich, zarozumiałych z odpowiednim dystansem.
Dzień był piękny z lekkim zachmurzeniem, ale wyczuwało się zmianę. Po zachodzie słońca zaczęło padać. Coraz to, przychodzi do mnie wnuk (1,5) domagając się uruchomienia w PC piosenek dla dzieci. Jest "żelazny" - jak to bywa u dzieci - repertuar pt. :Jedzie pociąg z daleka,  Aa kotki dwa, Stary niedżwiedż mocno śpi,  Pingu w epizodach jak łowi ryby i uprawia snowboarding. Jest i repertuar techniczny, bo pasjonują go lokomotywy parowe. O jego zainteresowaniach technicznych innym razem. Dla mnie mnie  tego rodzaju kontakt, obserwacja jego reakcji jest niepowtarzalna tym bardziej, że on wyczuwa, że na niego patrzę i uśmiecha się.  Dobranoc !

niedziela, 12 czerwca 2011

Bieżące

Jak to w wielu polskich domach w każdy weekend spotykamy się z rodziną, naszymi sąsiadami przyjaciółmi na grillu. Warunki mam idealne. proszę sobie wyobrazić obszar 3500 m kw. na zapleczu dużego (10 pokoi) domu jest sad- ogród. Spokój, w tle piękna zieleń traw, a właściwie zbioru ziół przeróżnych i drzew. Pogoda idealna; nie za gorąco, bez wiatru. Jedliśmy i pili do umiaru, więc przedpołudnie niedzielne bez kacowe. Przyznam, że ze względu na stan zdrowia, przyjmowane leki byłem w stanie bez alkoholowym. Pozwoliło mi to na obserwacje zachowań imprezowiczów bez cienia krytycznego. Ot, odreagowujemy swoje stresy dnia codziennego. Czasy, które nastały to utrzymywanie się na powierzchni życia, ciągłe zmiany miejsca pracy. My z żoną oboje na emeryturze mamy na pewno zasłużoną emeryturę, ale przyszłość naszej córki widzimy czarno, gdyż do emerytury ma staż zapewne 3-4 lat. A jest w wieku 30 lat.
Niedziela nieco senna, bo pogoda nieciekawa, zachmurzenie duże, ok 20 stopni.
Wracam do kilku zdań na wstępie - do Powitania. Otóż przytoczę tu -myślę na miejscu - takie małe opowiadanko. Otóż wyobrażmy sobie poczekalnię w przychodni. Czeka kilkanaście osób a wśród nich pan w około moim wieku. Co chwila spogląda na zegarek, pielęgniarka co kilkanaście minut wywołuje do lekarza coraz to kogoś innego, a starszy pan jest pomijany. W pewnym momencie mówi do pielegniarki: proszę pani, jest godzina 13-ta, a ja zostałem umówiony z lekarzem na godzinę 12.15. Dotąd nie zostałem przyjęty. Proszę, aby pani mnie umówiła tak, abym został przyjęty dokładnie w umówionym czasie. Głos z czekających: o, spieszy mu się. Starszy pan poszedł do osoby, która  się z taki przekąsem odezwała i  mówi: proszę pani, sądzę, że pani ma co najmniej dwa razy mniej lat niż ja. Więc w kwestii czasu, to na pewno ja go mam znacznie mniej niż pani...
Myślę, że wielu z Was, czytających zrozumie niecierpliwość, niezręczność ludzi starych. Tym bardziej, że żyli i wychowali się w czasach, w których jak dzisiaj nie było takiego łatwego życia; słabe zaopatrzenie w podstawowe artykuły spożywcze, artykuły czystości i kolejki, permanentny tłok w środkach komunikacji miejskiej i kolejowej.
Następny tekst poda pewien sposób na "zatrzymanie" tempa życia- choć na kilka sekund.

sobota, 11 czerwca 2011

Powitanie

I tak czytelnicy rozpoczynam blog. Mam lat 79, moje hobby to silniki Volswagen chłodzone powietrzem, których uruchomiłem ok 300. Moje doświadczenia opisałem w swojej książeczce pt. "Składam silnik VW chłodzony powietrzem", która została wydana w 2007 r. Uzyskała ona kilkaset opinii wyłącznie pozytywnych. Tym blogiem odnawiam łączność z czytelnikami deklarując - w miarę swojej wiedzy i możliwości - udzielenie porad technicznych. Jeśli zajdzie potrzeba, będę cytował jej fragmenty. Drugie hobby to krótkofalarstwo, z którym zetknąłem się w latach młodzieńczych. Legitymacja krótkofalowca P.Z.K. datowana w 1949 r. W 1957 r otrzymalem licencje - mieszkalem wowczas w Sopocie - z znakiem wywolawczym SP2LV, a od 1997 r po przeprowadzce na Dolny Slask SP6LV  do chwili obecnej. Uprawiam telegrafie, liczny udzial w zawodach krajowych i miedzyznarodowych. Wydawalem biuletyn DX-owy, prezesowalem w Morskim Klubie Krotkofalowcow, SP DX Klubie. Chochlik i serwer sprawia ze nie wchodza mi polska pisownia liter. To zapewne bedzie sie zdarzac ale to mniej istotne. Wazna tresc. W miare uplywu czasu podziele sie z Wami  tym co dobre i pozyteczne i przyjemne. Do nastepnego