środa, 5 października 2011

Trzy morza cz. I

Ten tytuł to Morze Czarne, Morze Egejskie i Morze Śródziemne. W latach 1957- 1961 pływałem na statkach Polskich Linii Oceanicznych z siedzibą Centrali w Gdyni: s/s Tobruk (s/s oznacza,że jest to statek o napędzie siłowni parowej steam ship, m/s to statek motorowy motor ship zwykle z silnikiem Diesla), s/s Narwik obydwa klasy Liberty, budowy w czasie II Wojny Światowej oraz m/s Djakarta. W 1962 nastąpiło przegrupowanie kadrowe u dwóch największych polskich armatorów w wyniku którego zostałem przeniesiony do Polskiej Żeglugi Morskiej Szczecin. PLO obsługiwały przewóz ładunków drobnicowych, PŻM masowych (ruda, węgiel, fosfaty) Dostałem przydział na m/s Oksywie, który pływał w tzw. detaszu czyli między obcymi portami a konkretnie: Odessa, Braila (Rumunia), Aleksandria, PortSaid (Egipt), Lattakia w Syrii, Bejrut w Libanie, Iskenderun w Turcji, Pireus w Grecji i z powrotem Braila w Rumunii. Podróż (oczywiście służbową)organizował mi armator: z Warszawy PKP przez Medykę, Mostiska II (ZSRR) do Bukaresztu. Stamtąd do Braila i na statek m/s Oksywie
. Odprawa po stronie polskiej bez problemu. Na stacji Mostiska II kazano mi wysiąść i mam najbliższym pociągiem wracać do Polski. Nie podobała się Książeczka Żeglarska, która jest honorowana niemal we wszystkich krajach jako paszport międzynarodowy i pewno fakt, że urodziłem się we Lwowie. Nie pomogły żadne tłumaczenia, logika, że pozostanę przecież na terytorium ZSRR kilka razy dłużej niż trwa przejazd pociągu, że podróż służbowa. Niet, wysiadać ! Siedzę na małej stacyjce. A jakże, mam obstawę ale nie reaguje jak do mnie podchodzą po kolei jeden za drugim Ukraińcy z wyraźnym przejęciem, po polsku pytając o Polskę, częstują a jakże jednym, drugim kielichem, jedzeniem. Na stacji zrobiło się weselej, prawie jak w knajpce... Ludzie widać ciężko spracowani, w kufajkach. Tak spędziłem kilkanaście godzin. Podjechał pociąg i wracam z powrotem do Polski. W owych czasach nie było takich środków łączności jak dzisiaj. Byłem (jako,że to podróż służbowa) bez pieniędzy, ale lekko "wcięty" miałem rozmowę z konduktorem, który ogarnąwszy moje kłopoty usadowił mnie w wagonie sypialnym i tak dojechałem do Warszawy. W Oddziale PŻM popłoch, bo na mnie, w porcie Braila czeka statek. Zorganizowano mi przelot do Bukaresztu z przesiadkami z LOT-u na samoloty Czechosłowacki w Pradze do Budapesztu i stamtąd samolotem Węgierskich linii do Bukaresztu następnie pociągiem do Braila. Takie były plany a co z tego wyszło następnym wpisem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz