sobota, 8 października 2011

Trzy morza cz. II

Ponownie zorganizowano mi wyjazd do portu Braila w Rumunii. Tym razem drogą
a lotniczą. Moje opóźnienie przyjazdu spowodowało, że radiooficer z m/s "Liwiec zaokrętował na m/s "Oksywie, które już płynie z Braila do Aleksandrii. Z Warszawy LOT-em lądowanie w Pradze, gdzie okazało się, że nie ma miejsc na lot do Budapesztu. Interweniuję u przedstawiciela LOT-u w Pradze co spowodowało, że miejsce się znalazło. Lotnisko w Budapeszcie. Oczekuję na połączenie, ale poważne opóźnienie przylotu spowodowało, że odlot do Bukaresztu nastąpi następnego dnia rano. Zapewniono mi hotel, kolację, śniadanie. Proszę o kontakt z Polska ambasadą, by powiadomiono armatora o moich kłopotach. Ambasada b. życzliwie podstawiając samochód umożliwiła mi wycieczkę po Budapeszcie. Następnego dnia odlot z Budapesztu, przylot do Bukaresztu. Tam czeka na mnie przedstawiciel armatora (PŻM) i razem, pociągiem ekspresowym do stacji Braila. Dojechałem tam późnym wieczorem. Z Kapitanatu Portu malutkim holownikiem ruszamy. Ciemno, silna fala. Dobijamy do m/s "Liwiec. Jakimś cudem, przy dużym poziomie góra- dół pomiędzy holowniczkiem a statkiem (wyjaśniam, że sztuka polega na tym, aby chwycić drabinkę przy najwyższym poziomie holowniczka w stosunku do burty statku) po sztormtrapie wchodzę na pokład i niemal natychmiast komenda "pełna naprzód" i płyniemy też do Aleksandrii. Statek 1000 BRT, a więc dziesięć razy mniejszy od s/s Tobruk, kiwa strasznie. Na wszelki wypadek sprawdziłem, czy kamizelka ratunkowa w kabinie. Zapoznaję się z radiostacją, obsługą. Wczesnym rankiem - poza godzinami wachty pobudka. Statkiem rzuca potężna fala jakby coraz mocniej, deszcz potężny, jakby jakieś gigantyczne wiadro wody wylewało się na statek, kapitan powiadamia, że echosonda nie działa. Ruszam do goniometru (urządzenie do radiowego ustalenia pozycji statku). Z dokumentów wynika, że radiowe stacje goniometryczne jeszcze nie w cyklu nadawania (zwykle ok 6 minut 2 razy na godzinę) a ja natychmiast potrzebuję ustalenia, gdzie się znajdujemy. Na szczęście aktywna telegraficzna stacja nabrzeżna IstanbulRadio. Okazuje się, że jesteśmy na kursie, a więc niebezpiecznie. Robimy lewo na burt i w kilka minut później ustaje deszcz i niechybnie statek płynął na brzeg. Uff. W godzinę później, przy dalszej b. złej pogodzie na M. Czarnym wchodzimy w Kanał. Wrażenie niesamowite, b. strome i wysokie brzegi Kanału a w górze piękne, bez chmurki lazurowe niebo. Duży ruch statków, motorówek, z prawej burty Istanbul, z lewej już Azjatycka część Turcji. Po wyjściu z Kanału na pełne morze woda bez fali, spokojnie- prawie relaksowo. Przy okazji, przechadzając się po statku zauważyłem fatalny stan lin w bloczkach, rdza. Gdzieś przed trawersem wyspy Cypr rozmawiam z kapitanem i drążę go swoimi obawami o stan szalup, olinowania bloczków, tratwy ratunkowe itd. Widać podziałało, bo przy pięknej słonecznej pogodzie kapitan zarządza alarm szalupowy. Część III nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz