wtorek, 5 lipca 2011

d.c, rejsu m/s Djakarta

Wypłynęlismy z Tientsinu (Chiny). Następnym portem Bangkok w Thailandii.Inne twarze, czekoladowa karnacja skóry, kruczo czarne włosy no i piękne uzębienie co w wydaniu damskim powoduje, że dziewczęta są śliczne. Z prawej burty nabrzeże portowe, z lewej co raz to przybijają łodzie tubylców oferując różne towary. Zaopatrzyłem sie w kilkanaście ananasów, które - jak się okazało - przy konsumpcji ponad miarę powodują pieczenie w ustach. Do dzisiaj za nimi, jak i z pomarańczami, (o czym napiszę innym razem) nie przepadam. W tamtych latach Polska nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Tajlandią, więc wyjścia na ląd nie było. Dla nas najważniejsze było to, że wracamy do Kraju. Po bardzo krótkim pobycie w Bangkoku potężny "skok" do wejścia do Kanału Suezkiego. Zanim to nastąpi, droga radiową otrzymujemy informacje o kolejności w konwoju zwykle składającego się z kilkunastu statków i okrętów. Ten "skok" to około 10 dniowe, piekielnie regularne przechyły statku na ogromnej fali Oceanu Indyjskiego. Ta monotonność, tropikalny upał, praca silnika głównego, agregatów prądotwórczych, urządzeń klimatyzacyjnych towarzyszą nam nieustannie od momentu wyruszenia z portu w Gdyni do powrotu po okresie 4,5 miesiąca. Bywałem w rejsach do Indii dwukrotnie po 6 miesięcy każdy; statek budowy wojennej, bez klimatyzacji, maszyna parowa, szybkość około 9 węzłów na godzinę, a m/s Djakarta z silnikiem diesla, nowoczesny prędkość ok 16-17 węzłów.
Niesamowite wrażenie w czasie płynięcia Kanałem; bliskość lądu, z obu burt morze piasku. To samo zresztą w czasie przepływania przez Kanał Kiloński (ok 100 km) z Morza Północnego na Bałtyk) tyle, że z obu burt piękna zieleń w lecie, a w zimie mimo szarości ziemia wydaje się przyjazna. Po przepłynięciu przez Morze Sródziemne następnym portem Hamburg. Sądzę, że do dzisiaj każdy statek jak i nasz witane są przy wpływaniu do tego portu słowami "Willkommen in Hamburg" i po polsku "Witajcie w Hamburgu" oraz naszym Hymnem Narodowym, salut naszej flagi na rufie (opuszczenie i podniesienie). Byłem kilkakrotnie w Hamburgu i takie przywitanie robi wrażenie. Hamburg to strefa bezcłowa i korzystając z niskich cen robimy za uzbierane "dulary" ostatnie zakupy. Po wejściu na Bałtyk bez względu na pogodę zawsze mi się wydawał przyjazny, a ujrzenie Helu to niesamowite, trudne do opisania wrażenie. WOP-ista, a nawet celnik wydawali się sympatyczni. Bo wokół inne niż 22 osobowej załogi twarze, polski i świadomość, że po tych - wydaje się bardzo długich - odprawach, włącznie z celną przyjadę do domu, zobaczę żonę i po raz pierwszy w życiu mojego syna Przemysława, który urodził się w czasie, gdy statek stał w porcie Nampo w Korei Północnej. Nie spodziewałem się tego, że po 50 latach doznam tak silnego wzruszenia... Do nastepnego !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz