wtorek, 2 sierpnia 2011

Fiński epizod d.c.

m/s Maltesholm w Goeteborgu. Jak wspomniałem, tam pożegnałem się z żoną. Miasto piękne, czysto. Kilka lat temu byłem z żoną w pięknej podróży turystycznej z rewizytą u krótkofalowców (SM6CAV- obecnie SK i Borje Sunesson) w Boras niedaleko Goeteborga i oczywiście zwiedzaliśmy miasto. W tamtych czasach byliśmy pionierami podróży (jeszcze wyczarterowanym duńskim promem) na trasie z Świnoujścia do Ystad. Każde z nas, z turystyczną wizą dostało po 5 $ (słownie pięćdolarów) na głowę... Totalnie więc uzależnieni byliśmy od naszych gościnnych przyjaciół.
Tym razem finansowo było inaczej. Byłem oficjalnie zatrudniony na statku jako radiooficer z przyzwoitą płaca z zaliczeniem stażu we flocie polskiej. Oprócz normalnych dyżurów radio do moich obowiązków należało sporządzanie listy płac, wypłaty w portach w walutach krajów, do których przybywaliśmy, pilotowanie w porcie ewentualnych chorych do lekarza. Były to czasy jeszcze bez PC, a rozliczenia robiłem już na kalkulatorze elektronicznym. Praca świetnie ustawiona, żadnych problemów tym bardziej,że na dwa dni przed objęciem obowiązków przeszkolono mnie w sporządzaniu listy płac.
Podczas postoju w Greenock pojechałem do pobliskiego Glasgow. Tam odwiedziłem klub White Eagle, a faktycznie był to dom parafialny. Przy okazji podam, że m/s Maltesholm był statkiem drobnicowym, a na pokładzie była spora ilość kontenerów, więc postoje w portach były b. krótkie. Po Greenock w Szkocji "skok" przez Ocean Atlantycki do Miami na Florydzie. Załoga natychmiast ruszyła autobusem do sławnego delfinarium. Niestety obowiązki zawodowe uniemożliwiły mi udział w tej wycieczce.
Postój w porcie trwał zaledwie 6 h. Więc byłem w Miami, ale nic nie widziałem...
Następny port to Veracruz w Meksyku. O wrażeniach następnym postem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz